Po chodniku turlała się cytryna. Wiatr przesuwał ją do przodu coraz dalej i dalej. Na nic zdało się stawianie oporu.


– Hej, wietrze, przestań. Czemu mnie tak pchasz? – zapytała ze złością.

– Chcę żebyś dogoniła tę panią w żółtym płaszczu, której wypadłaś z siatki – odpowiedział wiatr.

– Przecież nie moja wina, że zrobiła aż tyle zakupów. Zobacz, ledwo co idzie – żachnęła się cytryna patrząc za kobietą.

– A jeśli ty byłaś najważniejszym produktem?

– Ja? To niemożliwe. Jestem tylko dodatkiem do herbaty, do ciasta…

– A jeśli ta kobieta ma chorego syna? I potrzebuje cię, by zrobić dla niego lekarstwo?

– Jak na taki wiatr, to sporo wiesz o życiu. – Cytryna z uwagą przyjrzała się rozmówcy.

– To dlatego, że ciągle się przemieszczam. – Wiatr dmuchnął w leżące na chodniku papierki. Te uniosły się i wpadły wprost do stojącego nieopodal kosza.

– Jesteś odważny – zauważyła cytryna.

– Nie zaprzeczam. – Wiatr wyprostował się i uniósł głowę.

– Czujesz się kimś ważnym.

– Bo taki jestem.

– Widzisz… Ja swoją pewność siebie zgubiłam w sklepie – dodała ciszej.

– Niemożliwe.

– Ale to prawda. Leżąc wśród podobnych do mnie cytryn.

– Nie można zgubić czegoś, co jest w nas. Można o tym zapomnieć – powiedział wiatr z przekonaniem podrywając kapsle od butelek i celując nimi do kontenera.

– Nic nie rozumiesz.

– To mi wytłumacz.

– Wszystkie byłyśmy takie same. Leżałyśmy w koszyku na półce i każda z nas chciała wreszcie zostać wybrana przez klientów. Wdzięczyłyśmy się, przymilały. Wszystko na nic. Ludzie mijali nas obojętnie. Z każdym dniem chciało mi się coraz mniej wdzięczyć i żółcić. Inne cytryny przepchnęły się na wierzch. Wierzyły, że lśniąc swoją żółtą skórką skuszą ludzi do zakupu. A ja straciłam nadzieję. Dusiłam się gdzieś na dnie kosza.

– Nie wolno się poddawać. Jeśli o czymś marzysz, jeśli naprawdę chcesz, by to się wydarzyło, musisz walczyć. Oczywiście nie w sensie dosłownym, lecz robić coś, żeby przybliżyć się do swojego celu.

– To głupie. Nie mam na to żadnego wpływu.

– Mylisz się. Od twoich myśli zależy bardzo wiele. Jeśli myślisz pozytywnie, masz więcej energii. Mając więcej energii, chce ci się bardziej. Wtedy działasz więcej, wierzysz w to, co robisz i to cię przybliża do Twojego marzenia.

– Hmm… – zamyśliła się cytryna. – To, co mówisz, ma sens. Ale jak odnaleźć w sobie na nowo tę wiarę i pewność siebie?

– W ten sam sposób, w który je utraciłaś. Zmień myślenie.

Wiatr odleciał w innym kierunku zostawiając cytrynę na chodniku.

– Hej, zaczekaj! – krzyknęła za nim. – Pomóż mi. Chcę dogonić tę kobietę.

Lecz wiatr zajęty innymi ważnymi sprawami już nie słyszał.

Cytryna postanowiła, że się nie podda. Próbowała turlać się po chodniku, lecz przesunęła się tylko o kilka centymetrów. W oddali zobaczyła plecy kobiety z siatką. Naprężyła wszystkie swoje włókna i przesunęła się o kilka kolejnych centymetrów. Zasapała się. Skoro tyle leżała na sklepowej półce i została wreszcie wybrana, to o czymś to świadczy. To nie może być przypadek. Dzięki temu myśleniu udało jej się pprzeturlać jeszcze kawałek. Chciała czuć się potrzebna. Nade wszystko pragnęła, by ktoś wykorzystał jej walory. Nie chciała zgnić gdzieś pod płotem, czy w trawie.

Wtem zaczęła się unosić. W pierwszej chwili przestraszyła się, lecz już w następnej zrozumiała, że ktoś ją podniósł. Spojrzała z wdzięcznością w twarz ciemnowłosego chłopca.

– Mamo, mamo, zobacz co znalazłem! – krzyknął i pobiegł w kierunku stojącej przy sklepowych drzwiach kobiety.
Ta odwróciła się w jego stronę mówiąc:

– Pewnie komuś wypadła. Trudno. Nie znajdziemy już osoby, do której należała.

– Mogę ją wziąć ze sobą? – zapytał chłopiec patrząc na mamę z nadzieją.

– Możesz. Ale przecież ty nie lubisz cytryn – uśmiechnęła się kobieta.

– Bo są kwaśne – skrzywił się malec. – Ale przecież obiecałaś, że nauczysz mnie, jak mogę je polubić.

– To prawda – roześmiała się kobieta. – Mam w domu cytryny i pomarańcze. Pomożesz mi trochę i zrobimy lemoniadę.

– Lemoniadę?

– Tak. To taki orzeźwiający napój. W sam raz na upały. Ale ta cytryna przyda nam się jeszcze do czegoś.

– Do czego? Powiedz – poprosił chłopiec.

– Jest bardzo dojrzała i w środku ma pewnie pestki.

– I co z tego?

– Weźmiemy trochę ziemi, wsypiemy do doniczki i wsadzimy jedną z nich do ziemi. Jeśli będziesz ją podlewał, to na twoim parapecie wyrośnie prawdziwe cytrynowe drzewko.

– Tak, chcę! – Chłopiec zaczął podskakiwać z entuzjazmem.

Cytryna pomyślała, że wiatr miał rację. Jeśli naprawdę o czymś marzysz, wcześniej czy później się to spełni, choć niekoniecznie w taki sposób, jakiego oczekiwałeś. Uśmiechnęła się do siebie i dała się zanieść do domu chłopca.

– Dziękuję, wietrze – wyszeptała patrząc w górę. Wierzyła, że wiatr, choć jej nie odpowiedział, gdzieś tam jest i usłyszał jej słowa.