Nazajutrz znów tata poszedł do pracy, a mama została z dziećmi. Zadzwonił telefon i okazało się, że Owieczka Lucyna, skaleczyła łapkę i mocno krwawi i nikt nie potrafi sobie z tym poradzić. Koza, która była doświadczoną pielęgniarką i nie potrafiła przejść obojętnie, gdy ktoś potrzebował pomocy, zostawiła koziołki w domu, a sama pobiegła do zagrody.


Wilk tylko na to czekał, ponieważ połknął niewiele mąki, to dziś nie miał już śladu po wczorajszej alergii. Był zły na siebie, że wczoraj znów musiał obejść się smakiem. „Dziś będzie inaczej” – postanowił i poszedł na ganek koziołków. Gdy już miał zapukać w drzwi, zauważył pod nimi nieduże pudełko, które błyszczało w słonecznych promieniach. Otworzył je, choć było to zadanie niełatwe, bowiem jego łapy były duże, a pudełko małe i zajrzał do środka. Okazało się, że mama Koza w pośpiechu zgubiła biały puder. „To mi ułatwi zadanie” – pomyślał Wilk i postanowił, że wysmaruje się pudrem i wtedy koziołki nie poznają, że nie jest ich mamą. Uśmiechnął się zachwycony własnym geniuszem.

Jak postanowił, tak zrobił. Wysmarował się calutki na biało, tylko czarne oczy złowrogo błyskały. W pudełku nie została nawet odrobinka kosmetyku.

Podszedł do drzwi i trzykrotnie zapukał bieloną łapą. Koziołki myśląc, że to ich mama, bardzo się ucieszyły i spojrzały przez okno. Wilk zajrzał pod wycieraczkę, lecz znów nie znalazł tam klucza. „Nic nie szkodzi. Przecież wyglądam jak ich matka. Otworzą mi drzwi” – pomyślał. I wtedy, gdy koziołki naprawdę były skłonne uwierzyć, że to Koza, Wilk nagle zaczął się drapać po całym ciele, które tak jak poprzednio zaczęło pokrywać się czerwonymi krostkami. Gdy tak się drapał, zmazywał z siebie puder i stawał się na powrót Wilkiem. Okazało się, że jest uczulony na jeden ze składników pudru. Widząc to, koziołki znów się ukryły: jedno pod stołem, drugie w szafie, trzecie w skrzyni, czwarte w łazience, piąte pod łóżkiem, szóste za zasłoną, a siódme w mechanizmie stojącego pod ścianą zegara. A Wilk odtańczył swój bolesny taniec i zmył się jak niepyszny.

Gdy wróciła mama, koziołki opowiedziały jej o tym, co się stało. Przytuliła je, a one, uspokojone, zajęły się zabawą. Gdy wrócił z pracy Kozioł, opowiedzieli mu o tym, co się zdarzyło.

– Ten Wilk nie daje nam spokoju. Czy nie ma ważniejszych spraw niż polowanie na moje dzieci? Jutro przyniosę drugie drzwi i je założę. Przez podwójne nikt się nie przedostanie, ja będę się czuł spokojniejszy o koziołki.

Nazajutrz znów zapowiadał się słoneczny dzień. Koza dostała telefon od Rudej Wiewiórki, że jej mama zachorowała i strasznie kaszle. Wzięła więc koszyk z ziołami i poszła do nich. Koziołki znów zostały same. Wilk, którego wysypka przestała swędzieć, postanowił, że jeszcze raz spróbuje dostać się do koziołków. Może tym razem będzie miał więcej szczęścia?

Tak też zrobił. Poszedł na taras i zastukał. Dzieci przez okno zobaczyły, że to nie ich mama. Wilk jednak zajrzał pod wycieraczkę – tym razem znalazł tam klucz. Przerażone koziołki pomyślały, że dobrze byłoby zastawić czymś drzwi, by Wilk nie dostał się do środka. W końcu mama tyle razy opowiadała im o nim złe rzeczy. W drzwiach łazienki stała balia z wodą, bo gdy zadzwoniła Wiewiórka, Koza robiła pranie. Koziołki wspólnymi siłami postawiły ją pod drzwiami, a najmłodszy z nich zaraz za balią rozłożył kostki białego mydła, które wyglądały jak ścieżka. Potem wszystkie schowały się w swoich kryjówkach.

Jedno ukryło się pod stołem, drugie weszło do szafy, trzecie do skrzyni, czwarte do łazienki, piąte pod łóżko, szóste za zasłonę, a siódme do mechanizmu zegara stojącego pod ścianą. Zadowolony Wilk otworzył drzwi z impetem, gdyż po tylu dniach głodowania, nie mógł się doczekać pochwycenia koziołków. Wpadł do środka jak burza prosto do balii z wodą, a że wilki nie lubią wody, to tak szybko jak tam wszedł, tak szybko próbował się z niej wydostać, stając na mydlane kostki, a że miał mokre łapy, to poślizgnął się na jednej z kostek i runął jak długi, nawet pazury mu nie pomogły w utrzymaniu równowagi.