Rankiem znów obudziły ich słońce i ptasie trele. Wstali, przeciągnęli się, skubnęli po kilka jagód z rosnących tam krzewów i ruszyli dalej. Spiekota co niemiara, jeść i pić się chce, a końca drogi nie widać. Ba! Gdyby chociaż wiedzieli, dokąd wędrują.

Wszyscy szanowali najstarszego w rodzie i nikt nie śmiał mu się przeciwstawić. Późnym popołudniem dotarli nad rzekę.

– Dziadku, możemy tu zrobić przystanek?

Starzec spojrzał na utrudzonych osadników i skinął głową. Dzieci pobiegły radośnie pluskać się w rzece. Kilku młodzieńców weszło do pobliskiego zagajnika. Usiedli na jego skraju. Kobiety weszły głębiej, by nazrywać jagód, a mężczyźni dostrzegli rączego jelenia.

– Patrzcie na niego. Gdy go upolujemy, na długo starczy nam jadła. – I pobiegli za zwierzęciem. To jednak było tak sprytne i prędkie, że szybko go zgubili. Zasapani poddali się i wrócili do reszty osadników.

Wtenczas najmłodszy z nich pognał dalej za stworzeniem. Biegł długo i tylko od czasu do czasu wydawało mu się, że dostrzega rogi jelenia, lecz to były gałęzie leśnych drzew. Okazało się, że dotarł na skraj rzeki, za którą znajdowało się wzgórze. W jednym miejscu woda była wąska jak rzemień i bez trudu nawet dziecko mogło ją przeskoczyć. Chłopak podążył w tamtym kierunku. Wdrapał się na górę i przytknął dłoń do czoła. Obrócił się wokół własnej osi. Aż dech zaparło mu w piersiach od widoków. Prędko zlazł na dół i idąc wzdłuż rzeki, wrócił do swoich. Zbliżał się wieczór.

– Musicie zobaczyć com i ja ujrzał – zakrzyknął wesoło.

– A nie możemy jutro? Dziś utrudzeni jesteśmy.

-Właśnie! Pewno jakąś nową zabawę sobie umyśliłeś. – Komentowali osadnicy, machając lekceważąco rękoma.