Po wielu dniach marszu, dotarł do lasu. Spragniony był okrutnie. Patrzy, płynie strumyk. Uklęknął i zaczął pić wodę. Po lewej stronie usłyszał jakiś szelest. Spojrzał, a to sarenka we wnyki spętana siedzi, ruszyć się nie może, a ten strumyk to powstał z jej łez. Nie widziała ratunku dla siebie i z tej rozpaczy zaczęła płakać i nie mogła przestać. Wojtek dobył nóż i uwolnił sarenkę.


– Dziękuję, chłopcze. Mam nadzieję, że będę mogła ci się kiedyś odwdzięczyć za twoje dobre serce – powiedziało zwierzątko i czmychnęło w leśną gęstwinę.

Wojtek tymczasem maszerował dalej. Czasem myślał, że może to nie do końca było rozważne, porywać się samotnie na taką wędrówkę, lecz w głębi serca wierzył, że spotka go coś cudownego. Na pocieszenie grywał na fujarce i wędrował dalej.
Doszedł do studni. Ucieszył się bardzo, gdyż w jego bukłaku wody zostało niewiele. Nachylił się, by spojrzeć w betonowe kręgi. Studnia owszem, była głęboka, lecz całkiem wyschła. Wojtek rozejrzał się na boki. Rosnące tu drzewa zwieszały gałązki do ziemi, a niższe rośliny również przywiędły. Z pewnością dawno nie padał tu deszcz. Niewiele myśląc, chłopak podlał rośliny resztą wody z bukłaka, pilnując, by każdej dać po kropelce, aby dla wszystkich starczyło.

– Wiem, że to niewiele, lecz więcej nie mam – powiedział.

Lecz oto cud się stał i ta jedna kropla, ponieważ była ofiarowana z serca, sprawiła, że rośliny podniosły swe gałązki i liście i wyglądały, jakby zostały podlane wiadrem wody każda. Zaszumiały z wdzięcznością:

– Mamy nadzieję, że będziemy mogły ci się kiedyś odwdzięczyć za twoje dobre serce.

Wojtek zagrał na fujarce i powędrował dalej. Strasznie utrudziła go ta cała podróż. Mógłby przynajmniej mieć konia, który czasem poniósłby go na grzbiecie. W zagrodzie ojca mieli tylko starego Kasztanka, który nawet do orania pola nie bardzo się nadawał, a co mówić w taką drogę. Coraz częściej myślał o domu i rodzinie. Tęsknił bardzo.

Po kolejnych dniach wędrówki zobaczył wielką dziurę w drodze. Rozejrzał się na boki, lecz nie widział nikogo, kto by mógł ją wykopać. Podszedł bliżej. W dole zobaczył małego jeżyka, który zwinięty w kulkę próbował się wyturlać z pułapki. Gdy już się wydawało, że mu się to uda, wpadał do dziury z powrotem.

– Mój biedaku – powiedział Wojtek ostrożnie stawiając jedną stopę w dole. – Tylko nie wbij mi w rękę swoich igiełek. Zaraz ci pomogę. –

Podniósł jeżyka i położył na poboczu drogi. – Na drugi raz uważaj – powiedział wyjmując fujarkę.

– Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że będę miał okazję odwdzięczyć ci się za twoje dobre serce – powiedział jeżyk i oddalił się.

Wojtek po chwili obejrzał się za siebie, lecz nie dostrzegł już zwierzątka. Powędrował dalej z uśmiechem na ustach i fujarką w dłoni.