Gdy się ocknął za sprawą czarów leżał w innym miejscu, na polanie zewsząd otoczonej kwitnącymi na biało krzewami. Roztaczały one zapach jaśminu, a ich kwitnące dzwoneczki przypominały zebrane w grona konwalie. Pośrodku polany na kamieniu siedział brodaty mężczyzna w białej szacie i grał na fujarce. Do złudzenia przypominał Pustelnika z wioski.


– Chodź tutaj. Szybko. Za mną. Będziesz bezpieczny – usłyszał głos i zobaczył w górze białą chmurkę.

„To niemożliwe, żeby chmura potrafiła mówić” – pomyślał, lecz jego nogi same podążyły za nią jakby ciągnięte niewidzialną nicią. Gdy znalazł się pośrodku polany, mężczyzna rozpłynął się w powietrzu i na niebie pojawiła się druga chmura. Obok kamienia została tylko fujarka. Sławoj podniósł ją z ziemi i schował do sakwy.

Wtedy na skraju polany coś błysnęło jak grom z jasnego nieba i zaczęła płonąć przed nim trawa. W miejscu, gdzie się spaliła, powstawała ścieżka prowadząca do Sławoja. Na jej końcu chłopak zobaczył olbrzymią istotę w czarnym płaszczu, która się do niego zbliżała. Im była bliżej, tym mocniejszy wiał wiatr i w powietrzu unosił się silniejszy zapach krzewów rosnących wokół. Postać miała ogniste ślepia, spiczastą bródkę i złote rogi, a zamiast stóp kopyta. Zapach jaśminu mieszał się z zapachem siarki.

– Pomóż mi, a ja pomogę tobie – odezwała się postać grzmiącym głosem.

– Kim jesteś? – zapytał Sławoj.

– Jeszcze się nie domyśliłeś? – postać uśmiechnęła się drwiąco wystawiając spod płaszcza ogon.

„Czy ja postradałem zmysły? Rozmawiam z diabłem?” – pomyślał chłopak.

– Dobrze odgadłeś – powiedziała postać, która najwyraźniej potrafiła czytać w myślach.
Sławoj cofnął się o krok.

– Powycinaj te krzewy, a sprawię, że staniesz się bogaty. Spełnię każde twoje życzenie.

– Nie rozumiem, po co miałbym to robić? – zapytał chłopak. O dziwo nie przestraszył się diabła.

– Od ich zapachu boli mnie głowa. A jak mnie tak boli cały dzień, to jestem wściekły i robię różne dziwne rzeczy, niekoniecznie dobre.

– Nie możesz ich sam wyciąć?

– Na to jestem za słaby. A psik! – Diabeł kichnął z całą mocą, aż zadrżało powietrze wokół. – Mam uczulenie na te kwiaty.

– Skoro potrafisz spełniać życzenia, nie możesz spowodować, że krzewy same znikną?

– Już próbowałem. Rozrosły się jeszcze bardziej. Jeśli mi pomożesz, to każde twoje życzenie będzie dla mnie rozkazem. A psik! – kichnął diabeł i obok kamienia błysnęła siekiera.

Sławoj rozejrzał się wokół. Krzewów było dużo. Spojrzał na diabła, którego nos od kichania stawał się z każdą chwilą coraz bardziej czerwony i niewiele myśląc chwycił za siekierę.

Pomogę ci, ale nie chcę nic w zamian – powiedział, bo rodzice od małego wpajali mu, że trzeba być dla innych życzliwym i nie robić żadnych interesów z diabłem