Renifery popatrzyły na siebie i przestały układać prezenty w saniach.


– Do wieczora niedaleko, a Mikołaja nigdzie nie ma. Jeśli szybko się nie znajdzie, to wszystkie dzieci na całym świecie będą rozczarowane. Kto rozwiezie prezenty? Co robić? – zastanawiały się.

– Koniecznie musimy go znaleźć – powiedział Kometek.

– Masz rację – przytaknęły pozostałe renifery i podzieliły się na grupy.

Fircyk i Muszek szukali w fabryce zabawek. Rudolf i Kometek w magazynie ze słodyczami. Pozostałe renifery udały się do domu Mikołaja, do jego garażu i do schowka, w którym leżało mnóstwo papieru do pakowania prezentów i wstążek. Szukały i szukały, lecz nigdzie nie było Mikołaja! Zrozpaczone renifery nie wiedziały co robić. Traciły powoli nadzieję, że w tym roku wszystkie grzeczne dzieci będą szczęśliwe i zadowolone.

Wtem do fabryki zabawek weszły dwa polarne niedźwiedzie.

– Szukacie Mikołaja? – zapytały.

Renifery potakująco kiwnęły łebkami.

– Widziałyście go? – spytał Rudolf, a jego czerwony nos poruszył się niespokojnie.

– Chyba tak – odezwał się mniejszy z niedźwiedzi.

– Chyba? – zabrzmiały chórem renifery.

 

– Nie mamy pewności, czy to Mikołaj. – Większy miś podrapał się białą łapą po uchu.

– Jak to?

– Pod tamtymi drzewami ktoś leży, ale nie ma czerwonego kubraczka. A z tego co wiem, Mikołaj nie rusza się bez niego z domu – tonem mędrca wyjaśnił mniejszy niedźwiadek.

– Prowadźcie – poprosił Fircyk, a Kometek i Muszek zaprzęgły się do zapasowych sanek.

Wszyscy z prędkością błyskawicy pobiegli we wskazane przez misie miejsce. Ostrożnie weszli między drzewa. W śniegu ktoś leżał. Miał białą brodę i czerwone szelki podtrzymujące szare dresowe spodnie. Jego okrągły brzuch unosił się w rytm miarowego oddechu.

– Przypomina Mikołaja, ale jest inaczej ubrany. Ktoś go napadł i okradł? – przestraszył się Fircyk.

– Trzeba go stąd zabrać. – Renifery z pomocą niedźwiedzi położyły Mikołaja w saniach i zawiozły do domu.

Muszek poszedł po doktora Jelenia, a reszta gromady zapakowała białobrodego do łóżka i opatuliła ciepłym kocem. Kometek przyniósł nawet termometr i zmierzył leżącemu temperaturę. Wtedy drzwi otworzyły się i stanął w nich doktor Jeleń. Po dokładnym badaniu okazało się, że Mikołaj jest zdrów jak ryba.

– To czemu śpi snem zimowym? – zapytał mniejszy z niedźwiedzi.

– Nie otworzył oczu nawet na chwilę, a powinien obudzić się w czasie badania – zauważył Rudolf, a jego czerwony nos poruszył się niespokojnie.

– To bardzo dziwne. – Doktor Jeleń podrapał się po brodzie. – Pewnie jest zmęczony szykowaniem mnóstwa prezentów, które musi rozdać w czasie jednej nocy.

– Co robić? – zmartwił się Muszek.

– Spróbujcie połaskotać go w brodę – zaproponował doktor.

– Świetny pomysł – ucieszyły się misie i na przemian zaczęły łaskotać Mikołaja.

Najpierw nie działo się nic. Po chwili Mikołaj zaczął się śmiać i otworzył oczy.

– Co się tu dzieje? – zapytał ziewając. – Dlaczego mnie łaskoczecie?

– Ale nas nastraszyłeś, Mikołaju. Nie dawałeś znaku życia – i renifery opowiedziały o poszukiwaniach.

 

Mikołaj po wysłuchaniu historii nałożył na głowę czerwoną czapkę i zaczął wyjaśniać:

– Zbliżają się święta, więc chciałem przystroić nasz dom. Poszedłem po jemiołę z białymi kuleczkami, lecz brzuch mi przeszkadzał i nie mogłem wdrapać się na drzewo. Zmęczyłem się tym próbowaniem i postanowiłem chwilę odpocząć. Usiadłem pod drzewem i zasnąłem. Przepraszam kochani, nie chciałem was martwić. Obiecuję, że następnym razem będę informował, gdzie się wybieram. Zbierajmy się, już czas. Zbliża się noc, a dzieci na całym świecie czekają. Śniły mi się ich uśmiechy, gdy rozpakowywały dostarczone przez nas prezenty. To był piękny sen. Nie chciałem się budzić.

Mikołaj podziękował niedźwiedziom za odnalezienie i usadowił się w saniach. Po chwili razem z reniferami uniósł się w górę. A misie polarne stały przed domem i długo patrzyły w rozgwieżdżone niebo za oddalającymi się Mikołajem i reniferami. Znów zaczął prószyć śnieg.