– Lisku! Zaczekaj! – krzyknął.
Zwierzak, tak samo jak poprzednio, obejrzał się tylko i poszedł swoją drogą. Kacperek już chciał pójść za nim, gdy coś go tknęło. Przecież to przez niego się zgubiłem. A co będzie, jeśli poprowadzi mnie w jeszcze głębszy las? Nie dam się nabrać chytruskowi! I zadowolony z siebie poszedł za wskazówkami babci. Wkrótce jego oczom ukazały się drzewa coraz rzadsze i zobaczył też ścieżkę obok lasu. Był z siebie bardzo dumny. Szedł tak dłuższy czas i droga wydawała mu się bardzo monotonna. Wtedy znów mignęła mu ruda kita, jednak sporo mniejsza. Czyżby to było dziecko lisa, przez którego wcześniej zabłądził? Ruda kita okręciła się wokół drzewa i wyszła na ścieżkę. To była wiewiórka. Kacperek uśmiechnął się do niej. Wiewiórka jednak nie była najwyraźniej zbytnio rozmowna, bo zamachała kitą i wspięła się na najbliższe drzewo, rzucając pod nogi Kacperka żołądź. Chłopiec podniósł owoc dębu i schował do kieszeni:
– Dziękuję ci, wezmę go na pamiątkę.
Chłopiec doszedł do rozwidlenia dróg. Zobaczył w oddali dom z czerwonej cegły, o którym mówiła sąsiadka doktora. Poszedł w tamtym kierunku.
– Dobrze, że to już tak blisko. Dałem radę – uśmiechnął się do siebie i przyspieszył kroku.
Otworzył ciężkie drzwi przychodni i wszedł do środka. W poczekalni siedziała tylko jedna kobieta.
– Gdzie jest doktor Leśnicki? – zapytał.
Skończył przyjmować i z tego co słyszałam miał podjechać do szpitala zawieźć jakieś recepty.
– Znowu nie zdążyłem – zasmucił się Kacperek i westchnął.
– Szpital jest dwie ulice stąd, na Leczniczej.
– A jak tam dojść?
– Wyjdziesz z przychodni i kieruj się w prawo. Miniesz sklep spożywczy i aptekę, potem zakręć znowu w prawo i idź alejką w środku parku. Zaraz za parkiem jest taki duży biały budynek – to właśnie szpital.
– Bardzo pani dziękuję – uśmiechnął się Kacperek i już go nie było.