Dziś też wybierali się na drugi koniec lasu. Samochodem było szybciej, a ostatnio pogoda nie sprzyjała spacerom – za oknami lało jak z cebra i wiał porywisty wiatr. Obiecali jednak babci, że zawiozą jej słoiki na przetwory, bo wiadomo, że szkło jest ciężkie, a babcia z racji swojego wieku dźwigać już nie mogła. I pojechali.
Kacperek ubrał się w czerwoną kurtkę z kapturem, a po przyjeździe do babci zaczął domagać się nowej historyjki. Okazało się, że babcia nie czuje się najlepiej. Gdy przyjechali leżała pod kocem z kubkiem malinowej herbaty i zaczerwienionym nosem. Do tego kasłała i jak się okazało miała gorączkę. Widząc to cała trójka chciała jakoś pomóc staruszce. Mama Kacpra poszła do kuchni gotować obiad, tata zaczął rąbać drwa, by napalić w piecu, a Kacperek miał iść do domku przy tej samej ulicy, bo tam mieszkał lekarz. W tym stanie nie dałoby się babci przewieźć do przychodni czy szpitala, bo była bardzo słaba i co chwilę przysypiała. Ponieważ nie było daleko i Kacperek nie raz bawił się z psem doktora Leśniaka – bo tak się nazywał, więc postanowiono, że to on pójdzie po pomoc. Tak też się stało. A że deszcz przestał padać i zza chmur próbowało przedrzeć się słońce, Kacperek stwierdził, że jest nawet przyjemnie i zaczął sobie podśpiewywać piosenkę zasłyszaną ostatnio w szkole.
W końcu doszedł do domu pana Leśniaka i zadzwonił do drzwi. Poczekał chwilę, lecz nikt mu nie otwierał. Zadzwonił więc jeszcze raz i na wszelki wypadek zapukał, gdyby okazało się, że dzwonek jest zepsuty. Znowu odpowiedziała mu cisza. Zmartwił się bardzo, bo chciał pomóc babci w wyzdrowieniu i wtedy zobaczył sąsiadkę pana Leśniaka, która machała do niego.
– Dzień dobry, Czerwony Kacperku.
– Dzień dobry – odpowiedział grzecznie, tak, jak był uczony.
– Doktora nie ma w domu. Poszedł do przychodni, zaczął się sezon zachorowań na grypę i ma więcej pacjentów.
– Szkoda. A nie wie pani, kiedy może wrócić?
– Pewnie nieprędko.
– To niedobrze, bo muszę z nim koniecznie porozmawiać.
– To może pójdziesz do przychodni? To przecież niedaleko.
– Tylko, że ja nigdy tam nie byłem.
– No to wróć po południu. Doktor na pewno do tego czasu wróci.
– Nie mogę tyle czekać. Którędy idzie się do przychodni?
– Tą ścieżką obok lasu, a potem, gdy zobaczysz budynek z czerwonej cegły, to skręć w prawo. Właśnie obok tego starego domu jest przychodnia.
– Dziękuję pani – uśmiechnął się Kacperek i ruszył we wskazanym kierunku.
Ścieżka obok lasu była wąska, jednak dla jego niewielkich stóp wystarczająca. Kacper szedł wolno i uważnie, żeby nie zabłocić zbytnio swoich czerwonych bucików. Nie zauważył, gdy na ścieżce pojawił się lis. Rozsiadł się na środku i obserwował chłopca. Kacper o mało się z nim nie zderzył. Gdy go zobaczył, przystanął, a zwierzak pomachał mu rudą kitą i wszedł do lasu. Chłopiec pomyślał, że być może to jedyna okazja oglądać lisa z takiego bliska, a być może nawet z nim porozmawiać, więc niewiele myśląc, zboczył ze ścieżki przy lesie i zawołał:
– Hej, lisku, zaczekaj, nie uciekaj.
Lisek obejrzał się i ruszył dalej w las. A Kacperek za nim.
– Lisku, chcę tylko porozmawiać. Nie zrobię ci krzywdy.
Lisek znów się obejrzał i dał susa w pobliskie krzewy. Kacperek podbiegł w to miejsce, jednak nie zauważył żadnej rudości. Posmutniał i westchnął głęboko. Odwrócił się i już miał odejść z tego miejsca, gdy okazało się, że nie wie jak. Wszystkie drzewa w lesie wyglądały tak samo, ścieżki nie było widać. Okazało się, że jest w środku lasu i zupełnie nie wie, jak się stąd wydostać. A miał przecież pomóc babci. I co on ma teraz zrobić? Jak znajdzie doktora Leśniaka? Jak wróci do domu? I chłopiec zapłakał. Łzy płynęły z jego oczu, a serduszko ściskał żal, że nie pomoże babci. Jednak po chwili pomyślał, że dostał zadanie i to nic, że zabłądził, zaraz znajdzie drogę i pójdzie po doktora, nie podda się. Tak też zrobił. Rozejrzał się jeszcze raz wokół i przypomniał sobie to, co mówiła mu babcia: że po północnej stronie nie ma słońca, dlatego też drzewa słabiej się rozwijają, a po południowej stronie gałęzie są lepiej rozwinięte. Babcia zawsze mu powtarzała, ilekroć byli w lesie, że ma iść właśnie na południe, bo tam jest wyjście z lasu.
Chłopiec spojrzał w górę na drzewa i obrał kierunek. Po chwili zobaczył kopiec mrówek i przypomniał sobie, że musi zobaczyć, z której strony jest on bardziej płaski, bo tam jest południe i wyjście z lasu. Przyjrzał się domowi mrówek i upewnił, że idzie we właściwym kierunku. Może babcia przewidziała, że on kiedyś będzie w takiej sytuacji? Kacperek poszedł za wskazówką i wtedy mignęła mu nieopodal ruda kita.