– Ludmiłko, Żabciu, cieszę się, że mamy to już za sobą. – Kacper Czerwonka odwrócił głowę od drogi i czarnymi oczami spojrzał na swoją nowo poślubioną żonę pokazując białe zęby w uśmiechu.
– Też się cieszę, że się tak wyrażę, ale patrz na drogę. I nie mów do mnie „Żabciu” – Ludmiła Wilczyńska długimi czerwonymi szponami odpięła welon od krótkich blond włosów i rzuciła go na tylne siedzenie.
– Dobrze, Żabciu.
– Nie umiesz zapamiętać tak prostej rzeczy?
– Nie denerwuj się. Przecież ja tak z miłości do ciebie…
Ludmiła przyjrzała mu się uważnie. Kacper nie chciał, by przeczytała jego prawdziwe myśli. Niewiele myśląc dodał:
– Wszystko ci wynagrodzę…
– Raczej ja ci wynagrodzę. Spłacę kredyt studencki i twoje długi zaciągnięte w Indiach. – Zdjęła z ramion wydekoltowaną suknię ukazując swoje wysportowane i wymasowane ciało. Gdyby nie gabinety chirurgii plastycznej i SPA, nie mogłaby liczyć na taką jędrność. Wiek da się oszukać. Wystarczy mieć pieniądze.
Kacper zerkał na nią ukradkiem znad kierownicy. Prawie nic nie wiedział o jej przeszłości. Nie potrzebował tego. Miała mnóstwo odziedziczonej po pierwszym mężu kasy i to się liczyło. Został mu tylko rok, by spłacić długi. Na rodziców nie mógł liczyć. Na siebie też. Okazało się, że Indologia, którą skończył, jest egzotyczna nie tylko z nazwy, a za kelnerskie napiwki można się co najwyżej bawić.
– Przecież ja nie dlatego się z tobą ożeniłem – powiedział starając się, by brzmiało poważnie.
– Co to? Co się dzieje? Dlaczego tak szarpie?
Kabriolet zaczął podskakiwać, choć jechali asfaltem. Kacper wyłączył silnik i wysiadł z auta.
– Złapaliśmy gumę – powiedział obchodząc go dookoła.
– Zrób coś. – Ludmiła wstała pozbywając się resztek ślubnej sukni. Miała na sobie obcisłą i wydekoltowaną mini w kolorze fuksji bez ramiączek.
– Ale jak?
– Jak? Ty jesteś mężczyzną. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
Kacper westchnął przeczesując palcami niesforne loki swoich naturalnie kręconych włosów, które pomimo starannej pielęgnacji pod wpływem jazdy kabrioletem tu i ówdzie odstawały jak diabelskie rogi. Zdenerwowała go. Otworzył bagażnik i z impetem zaczął ustawiać walizki na asfalcie napinając przy tym muskularne ramiona. Nie wiedział, kiedy dane mu będzie ćwiczyć w siłowni, a przecież uwielbiał robić wrażenie na kobietach.
– Zostaw. To moje. – Obok niego zmaterializowała się Ludmiła w swoich czerwonych szpilkach od znanego projektanta.
– A gdzie jest zapas? – Kacper kręcił się wokół własnej osi w poszukiwaniu czegoś, co przypominałoby koło.
– No chyba nie myślałeś, że się tak wyrażę, iż zostawię walizkę z butami albo kosmetyczkę? – sapnęła z oburzenia.
– Chcesz powiedzieć, że ta wielka torba to kosmetyczka? – Palcem wskazującym dotknął czegoś, co przypominało jego torbę na trening w siłowni. Wybałuszył oczy szukając potwierdzenia u Ludmiły.
Ta tylko wzruszyła ramionami i odgarnęła długą grzywkę z czoła mówiąc:
– Kobieta w moim wieku musi o siebie dbać.
– Gdzie jest zapas?
– Został w garażu.
Mężczyznę w pierwszej chwili zatkało. Po ułamku sekundy ruszył prężnym krokiem przed siebie mrucząc przekleństwa.
-Kacper, dokąd idziesz? – krzyknęła podążając za nim.