– Mamo, nudzi mi się. – Zakasłał Igor. Sięgnął po chusteczkę i wysmarkał nos.
– Synku, wiem, że to trudne. Pan doktor powiedział, że dopóki nie spadnie gorączka, musisz leżeć. – Podeszła do niego i dłonią dotknęła rozpalonego czoła. Westchnęła głośno.
Igor już trzeci dzień leżał w łóżku i wcale nie było lepiej. Tak cieszył się, że pójdą poświęcić pokarmy w koszyczku. Co roku niósł go z dumą uważając, by nic nie wypadło.
Może na osłodę urządzą sobie przy wielkanocnym stole konkurs, która pisanka wytrzyma więcej stuknięć? Miała nadzieję, że będzie to jajko Igora.
– Idę kroić warzywa na sałatkę. Niedługo wróci tata. Z pewnością opowie ci jakąś bajkę na dobranoc. Zdrzemnij się trochę. Nic tak dobrze nie wpływa na zdrowie, jak sen. – Pocałowała synka w czoło i wyszła do kuchni.
Na stoliku nieopodal jego łóżka stał koszyk ze święconym, który mama udekorowała gałązką żółtej forsycji, lasem z bukszpanu i białymi serwetkami. Wyglądał ślicznie. Igor spojrzał na niego ze smutkiem. Tak bardzo chciał iść na poświęcenie pokarmów…
Przymknął powieki. Zdawało mu się, że z koszyka wychodzą żółte puszyste kurczaki i wesoły zając. Maszerują po stoliku, wskakują na jego kołdrę i zaczynają tańczyć. Ale skąd one się wzięły w koszyku? Przecież mama wkłada do niego baranka, który spoczywa na zielonej łące z rzeżuchy.
Kurczaki wymachiwały skrzydłami w rytm wesołej wiosennej piosenki. Zajączek robił śmieszne miny. Jak w teatrze – pomyślał Igor. Z uwagą oglądał całe to przedstawienie uśmiechając się. Chciał zawołać mamę i powiedzieć, że tata nie musi się spieszyć, bo on już ma ciekawe zajęcie, nawet lepsze niż obiecana bajka.
Tymczasem kurczaczki podfrunęły pod sufit i uformowały się w żółciutką puchatą pisankę. Czekoladowy zając obwiązał je swoimi uszami i wyglądało to tak, jakby pośrodku znajdował się szeroki brązowy pasek. Igor klasnął w ręce. Musi poprosić mamę, żeby przykleili do jednego z jajek trochę piórek. Wyglądało to fenomenalnie. Kurczaki przeformowały się tworząc na suficie wielkie serce a skrzydłami zaczęły przesyłać buziaki. Pośrodku serca czekoladowy zając zwinął się w kulkę i zaczął fikać koziołki. Po każdym przewrocie podrywał się do góry i wykonywał obrót. Na koniec skłonił się nisko, a razem z nim kurczaki.
– Brawo, brawo – zakrzyknął Igor klaszcząc w dłonie. Powoli otworzył oczy. Koszyczek ze święconką stał tak samo jak wcześniej, tylko za oknem zrobiło się jasno. Usłyszał stukanie dzięcioła na pobliskim drzewie i świergot wróbli i sikorek. Zerwał się z łóżka i podszedł do stolika.
Za jego plecami stanęła mama.
– Nie masz już gorączki. Wspaniale – powiedziała z uśmiechem dotykając jego czoła.
– Już jestem zdrowy. – Potaknął chłopiec. – Mogę iść z koszyczkiem?
– Możesz. Tylko ubierz się ciepło. – Mama przytuliła go.
– Hura! Hura! – Zaczął podskakiwać po pokoju zakładając ubrania.
Po lekkim śniadaniu stanął w przedpokoju. Tata podał mu koszyk. Chłopiec zerknął do niego i zobaczył całe stado żółciutkich kurczaków i czekoladowego zająca.
– A więc to mi się nie śniło… – Uśmiechnął się do siebie.
W tym momencie zając łapką dotknął swojego ucha i mrugnął czekoladowym okiem na znak wspólnej tajemnicy. Chłopiec zerknął na rodziców.
Tata wiązał sznurowadła, a mama poprawiała wierzbowe witki w wazonie. Odwróciła się w kierunku przedpokoju i uśmiechając się powiedziała:
– Zawsze będę wierzyć w uzdrawiającą moc Wielkanocy.