Tłum ludzi czekał przed kościołem, z którego chwilę wcześniej wyszli państwo młodzi. Z nieba lał się żar.

Większość kobiet miała wydekoltowane sukienki, a mężczyźni podwinięte rękawy u koszul. Zewsząd dochodził gwar rozmów. Kolejka do życzeń zdawała się nie mieć końca. Poniektórzy ocierali pot z czoła chusteczkami lub wachlowali się trzymanymi w dłoni kopertami z pieniędzmi i kuponami LOTTO.

Wreszcie młodzi wskoczyli do czekającego na nich kabrioletu lamborghini w kolorze krwistej czerwieni i machając wszystkim gościom z uśmiechem ruszyli w podróż poślubną.

– Dziwne to takie. Bez przyjęcia weselnego – burknął Wojciech Czerwonka, ojciec pana młodego, odwracając wzrok za autem, które z wizgiem ruszyło przed siebie.

– Ty jak zawsze szukasz dziury w całym – odpowiedziała mu żona nie ustając w uśmiechach i machaniach za odjeżdżającymi.

– Widzisz, ilu ludzi przyszło? Żeby ich nawet na drinka nie zaprosić? – Mężczyzna rozejrzał się wokół z posępną miną. Zdjął marynarkę. Nie lubił upału.

– A ja się cieszę, że Kacperek jest wreszcie szczęśliwy i się ustatkował – powiedziała stanowczo nie zaszczycając męża spojrzeniem ciemnych oczu. Prawą dłonią z perłowymi paznokciami przygładziła spięte w tradycyjny koczek włosy.

– Klaudia podobała mi się bardziej niż ta tu… Ludmiła. Co to w ogóle za imię jest? I czternaście lat starsza od niego.

– Psy na lata się nie gryzą. A ty zawsze musisz marudzić. – Kobieta odsunęła się od męża o krok przygładzając rękoma przód sukni w kolorze crème brûlée, która co nieco pogniotła się podczas siedzenia podczas nabożeństwa w ławce. Gdyby wiedziała, że satyna tak łatwo się mnie. Ale przecież chciała dziś błyszczeć i to w dosłownym znaczeniu tego słowa.

– Nie widzisz, że nasz syn został zmanipulowany? – wysyczał jej do ucha mąż przysuwając się i pochylając odrobinę, gdyż Iwona nawet w butach na słupku była od niego o głowę niższa.

– Nie widzę. Ludmiła ma pieniądze i klasę. A Klaudia tylko tyłkiem umiała kręcić i robić słodkie oczy do wszystkich. Ale ty zawsze oglądałeś się za spódniczkami. – Zagryzła wargi w cienką kreskę. Na jej czole pojawiła się pozioma zmarszczka. Czy on nigdy nie przestanie się czepiać?

– Ciszej, ludzie usłyszą – mruknął próbując się uśmiechnąć i objąć ją od tyłu w pasie. Musiał przyznać, że jak na swoje lata miała zgrabną figurę.

Iwona postąpiła dwa kroki do przodu. Odwróciła się do niego czerwona na twarzy:

– I co z tego? Niech wiedzą jaka jest prawda o naszym małżeństwie i co myślisz o pannie młodej.

W popłochu rozglądał się po zaproszonych gościach. Miał wrażenie, że wszyscy się na nich gapią.

– Jak zwykle histeryzujesz. Nie możemy pogadać w domu?

– To ty zacząłeś tę dyskusję. – Wzruszyła ramionami. Kabriolet zniknął za zakrętem drogi. Ciekawe, kiedy znowu zobaczy synusia?

– Przymknij się wreszcie, bo jak …

– …no co, uderzysz mnie? Tylko przy świadkach, żebyś nie mógł się wyprzeć.

– Iwona… Za kogo ty mnie masz? Naprawdę myślisz… A zresztą. – Machnął ręką i odszedł w kierunku starej polówki, w której granatowym dachu odbijały się popołudniowe promienie słońca.

– Wojtek, gdzie idziesz? – Podreptała za nim małymi kroczkami.

Pozostali na placu uczestnicy ceremonii komentowali dyskretnie sytuację lub uśmiechali się z pobłażaniem. Powoli wsiadali do swoich aut, gasili papierosy, rozchodzili się do swojej codzienności.