Po tygodniu zupełnie zapomniałam o całej historii. Tym bardziej, że moja mama w sobotę wyprawiała swoje imieniny. Co roku wiąże się to z wielką fetą dla jej przyjaciółek.

Oczywiście, jako córka solenizantki, cały tydzień poprzedzający imieniny, jestem przez nią absorbowana a to do zakupów, a to do porządków, a to do pichcenia. Oczywiście moja rodzicielka ma tendencję do przesady w każdej z powyższych kwestii. Tyle razy pytałam ją, po co właściwie tyle wszystkiego gotuje, jeśli potem i tak mnóstwo zostaje i jest narzekanie, że jedzenie się marnuje. Nie od dziś wiadomo, że kobiety mają niewielkie żołądki, a nawet jeśli mają większe, to się do tego nie przyznają, a już zwłaszcza koleżankom od plotek. Po co potem pół osiedla albo i miasta miałoby wiedzieć, że Haneczka je za dwóch?

W tym roku postanowiłam choć trochę sprzeciwić się mamie i z listy zakupów, którą dostałam, kupiłam tylko połowę produktów. Co do sprzątania, to przekonałam ją, że pogoda na mycie okien jest nieodpowiednia, bo deszczowa i jeszcze mimo lata złapiemy katar, a poza tym szyby są czyste, bo myje je na bieżąco.

Co do gotowania to sama stwierdziła, że może mam rację i przygotujmy wszystkiego o połowę mniej, choć początkowo chciała mnie wysłać drugi raz po zakupy. Odetchnęłam z ulgą i musicie wiedzieć, że nawet ochoczo zabrałam się do pracy. Wyjątkowo. O samych imieninach pisać nie będę, bo bym was zanudziła, chociaż… kto wie? Może ktoś lubi słuchać jak podchmielone panie w słusznym wieku opowiadają sobie sprośne dowcipy albo umawiają się na fitness.

Po imieninach miałam natłok pracy, gdyż zbliżał się sezon urlopowy i szef uparł się pozamykać wszystkie przedsięwzięcia na ostatni guzik. Byłam tak wyczerpana, że często nie miałam siły zrobić sobie kolacji i usypiałam bez, a spacery z Funią traktowałam jak uciążliwy obowiązek.

Pewnego popołudnia, gdy już wydawało mi się, że więcej nie dam rady znieść, w mojej firmie pojawił się kurier z kwiaciarni na Kochanowskiego z bukietem tulipanów. Okazało się, że to kwiaty dla mnie. W zleceniu miał napisane: Marta Milewska, więc o żadnej pomyłce nie mogło być mowy. Pokwitowałam i nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedł. Byłam o to na siebie zła, bo okazało się, że przy bukiecie nie ma żadnego bileciku, więc nie wiedziałam, kto o mnie tak ciepło myśli. Do końca dnia byłam tematem biurowych plotek. Do domu wróciłam uśmiechnięta i z naręczem tulipanów. Pomyślałam, że miło byłoby, gdyby częściej ktoś ofiarowywał mi kwiaty. Tego dnia, pomimo zmęczenia, nawet na spacer z Funią pognałam w podskokach. A potem był weekend i prawie cały spędziłam nadrabiając różnego rodzaju zaległości nagromadzone z całego tygodnia.

Zdziwiłam się dopiero w poniedziałek, gdy późnym popołudniem ten sam kurier znów przyniósł mi kwiaty, tym razem były to kolorowe margerytki. Olśniło mnie i zanim podpisałam podsunięte przez niego pokwitowanie, spytałam o nadawcę. Kurier powiedział, że darczyńca prosił o anonimowość, a że mamy Ustawę o RODO, to on musi się podporządkować i nie wolno mu nic powiedzieć. Znowu się zdenerwowałam. Te kwiaty były tak zachwycające, że patrząc na nie, szybko mi przeszło. Pomyślałam sobie, że miło jest mieć wielbiciela. Może lepiej, że go nie widziałam, bo okazałby się szpetny, stary lub łysy i co wtedy? Zaczęłam się zastanawiać, czy na rękę byłyby mi takie zaloty. A może to ktoś z biura? Gdy będę roznosić korespondencję, muszę uważnie przyjrzeć się kolegom. Mamy kilku takich, którzy robią na mnie duże wrażenie.

Znów włączyło mi się myślenie typowej blondynki, chociaż jestem tylko farbowaną, a przecież niemożliwe, żeby wraz ze zmianą pigmentu zmienił mi się światopogląd. Będę przyjmować te kwiaty i cierpliwie poczekam na ujawnienie się mojego darczyńcy. Kiedyś bowiem musi się ujawnić, prawda?

Tak mijały kolejne dni. Sezon urlopowy trwał w najlepsze, a że szefa nie było, to i ja teraz miałam mniej pracy. Kwiaty przychodziły dwa razy w tygodniu. Dziś też się ich spodziewałam, bo to był już piątek, a w tym tygodniu dostałam tylko jeden bukiet. Jakież było moje zdziwienie, gdy dzień pracy minął, a kurier nie przyszedł. Pomyślałam, że może miał tyle zleceń, że nie zdążył, albo że mojemu wielbicielowi już przeszło. Zastanawiałam się nawet, czy nie zadzwonić do kwiaciarni. Ale co miałabym im powiedzieć? Kurier nie przyniósł mi bukietu? Śmieszne.